Słyszysz jak pierwsze autobusy przeciągają się po ulicy jak struny? Próbujesz zasnąć, ale pełnia nie bierze jeńców, nie wymienia zakładników, nie targuje się. Zakochałeś się w tych słowach, zamarłeś dla nich w swoich sprawach. O tym marzy się, spierzchłymi z nocy ustami malując rytuał przejścia, stąpając w powietrzu opuszkami palców znaczonymi szkłem. Codziennie masz sny prędsze od rzeczywistości, bystrzejsze od rzeki. Ta jedna bezsenność to obol pod językiem, rzucony potem Charonowi jak księżyc w kałużę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz