piątek, 16 czerwca 2017

17.

Snuję się po sobie jak zjawa po zamku, choć wolałabym nie pamiętać o  kamiennych schodach omszałych cudzym blaskiem, o ruinach snów, klejonych plastrami mozaikach. Cii, śpijże w pustej krypcie, śpij w starym ogrodzie, do którego bramy nikomu nie wskaże rudzik, nie wskaże literatura. Mimo to nadęte będą słowa, a próby przeklęte. Jednak z każdym dniem jest coraz bliżej światła, z wieży widać sanktuaria chmur, pociski strzał z wodnej pary zamienionej w deszcz. Jestem, czy niknę? Milknę. Skraca się puls, śpiąc zapominam jak się oddycha. Brakuje wyjaśnień. Na szczęście są ściany, z których nie sypie się pył stuleci, nie sypią się myśli.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Jej własne sztormy były zawsze najstraszniejsze. I w głębi duszy Filifionka była trochę dumna ze swoich katastrof".