Idę i widzę porzucony korek od szampana na tafli szkolnego boiska, zatrzymuje się czas. Nie wiem gdzie podziać ręce, palce, oczy. Wszystko jakby poza mną i we mnie. Świat świętuje zwycięstwo pustki, umykają zdania, krople krwi rozpuszczają się jakby w powietrzu, które mijam. Zaczyna się pora dzikich jabłek, obieram je paznokciami, zakrztuszonym słowem. Idę po twoich śladach, łącząc tropy myślami, prędkość niesie łoskot kroków ponad bloki. Zostaną odbicia stóp w asfalcie na obraz i podobieństwo pozornego zrezygnowania. Nie spotkasz bowiem liżącego łapę lwa, co ma więcej żyć niż ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz