piątek, 23 czerwca 2017

18.


Co kilka sekund obsiada mnie kolejna muszka owocówka. I nie wiem, czym mam się czuć - przejrzałą śliwką? Nektarynką z pękniętą skórką? Gnijącym jabłkiem?
Zaraz znowu wieczorem - mucha o szkarłatnym pancerzu przyniesiona przez burzę. Milknie dopiero na dźwięk wzbierającego wiatru, w ciszy chce ukryć skrzydła przed pierwszą kroplą. Rozważam, ile woli życia w jej chaotycznym locie, w brzydocie przysiadania na mojej poduszce. Chcę, by umarła sama, zderzyła się z żarówką, wybrała rozsądnie... Cofam rękę na chwilę przed uderzeniem. Wiem, że tym razem wystarczyłoby mi pośpiechu, ale nagle myślę: ta mucha mi się wydarza, na skrzydłach niosąc więcej istnienia, niż ja kiedykolwiek połknę z powietrzem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Jej własne sztormy były zawsze najstraszniejsze. I w głębi duszy Filifionka była trochę dumna ze swoich katastrof".