poniedziałek, 18 maja 2020

39.

Stoję na ganku, przede mną było kiedyś dwadzieścia stopni drewnianych schodów, po których teraz został tylko pył i paprocie. Z przodu urwisko. W salonie porządki robi wiatr, wymiatając z kątów pajęcze domy, karty tarota i ptasie pióra. Dziesiątka mieczy leży z trójką denarów, zupełnie pomyliwszy znaczenie. Okna zarasta dżungla, ale ja jeszcze nie chylę się do skoku, zbyt gorąco mi w policzki, zbyt chłodne mam dłonie. Na parapecie stała kiedyś filiżanka pełna fusów, z której każdy mógł wyczytać nieubłagany koniec wszystkich historii. W zasadzie wszędzie panuje nuda. Na najwyższym nawet poddaszu niepokoju zalęga się w końcu zaprzysiężona przez czas monotonia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Jej własne sztormy były zawsze najstraszniejsze. I w głębi duszy Filifionka była trochę dumna ze swoich katastrof".