środa, 24 stycznia 2018

27.

Dziennie osypuje się z nas dziesięć miliardów cząstek naskórka. Po tym zdaniu nie powinno pojawić się żadne inne, bo co może być piękniejszego i brzydszego niż gwiezdny pył naszych resztek, który zostanie tu na dużo dłużej niż potrafimy sobie wyobrazić. Ale odkąd nie umiem czytać wierszy, nie mam wyczucia ciszy ani chwili. Słyszę jedynie ciągłe otwieranie się i zamykanie drzwi nieoczywistej bezdomności. Jak się dzisiaj czujesz - pytam swojej skóry, swoich powiek i rzęs, które dawno przestały być firanami. Mgławice myśli, wzburzone horyzonty, wzruszone wybrzuszenia - nie wiem, co tu tak szemrze. Oczy to kamienie, zamknięte wrota zachwytu. Czekam na czas, na swoją kolej i tworzę się, tłoczę mozolnie, lecz koniecznie. Na szczęście są sny, w których rany są już zagojone, ucieczki udane, tafle wody spokojne. Jednak czasem śni mi się wielka wojna, po której zostanie z nas tylko nowa era konstelacji z naskórka, zawieszonych na niebie ciężkim oddechem zwycięzców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Jej własne sztormy były zawsze najstraszniejsze. I w głębi duszy Filifionka była trochę dumna ze swoich katastrof".