środa, 24 stycznia 2018

24.

Słuchaj, mam dość bycia silną. Podnoszenia samej siebie z chodnika, z dywanu, z dna jeziora i z grobu. Mówienia sobie - to, co prawie spadło ci na głowę to tylko uliczna lampa, nie świat. Zszywania i rozszywania płuc po papierosie i wyznaniach: mała, skrzysz się dowcipem i metaforami, masz taką gładką skórę, ale (na raz dwa trzy cztery, wszyscy razem...) - Przepraszam, to był błąd. 
(Piszę, bo jestem silna. Bo jestem słaba). 

Wiesz gdzie podziewa się pył z gwiazd, które spadły milion lat temu? Noszę go na butach, w których wytańczyć próbuję niepamięć i niezamęt. A potem spać, najchętniej w ciszy bezwzględnej bardziej niż zero i bezwypadkowej; ze stóp strząsnąć wychodzoną zaradność. Zobacz, jakie to proste, mogłabym odwrócić się i powiedzieć: słuchaj, jestem zmęczona, nie trafię sama do domu. I przez chwilę nikt nie zgadłby, że przecież nigdy nie ma żadnego domu innego niż ja sama.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Jej własne sztormy były zawsze najstraszniejsze. I w głębi duszy Filifionka była trochę dumna ze swoich katastrof".