środa, 7 czerwca 2017

14.

Zalewam herbatę i myślę, że znów przeoczę porę jaśminu. Dotykam jej jak przez sen, tak trudno zatrzymać się w wirze miasta, tak trudno zatrzymać się w wierze i modlić do kwiatu. Jaśmin mam w dłoni, w torebce, uratowany z grobu płyty chodnikowej. Chciałabym mieć płatki zamiast ust, zamiast powiek, zamiast piersi. Zamienić się w pulsujący we śnie arras łodyg i liści. Czego się boisz? Daj mi dom, rozłożysty krzewie, który koronę przejąłeś po bzie, co abdykował wraz z niespodziewaną parnością dnia. Będę posłusznie poddana twemu panowaniu, serce zmieni mi się w rosę, będę tylko po to, by błagać słońce o pocałunki dla ciebie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Jej własne sztormy były zawsze najstraszniejsze. I w głębi duszy Filifionka była trochę dumna ze swoich katastrof".